Znowu na plazy. Fajne miejsce. Juz nie pamietam jak sie nazywal nasz Guest House, ale wszystkie sa podobne. Z baru widac moze a fale podchodza pod sam lokal. Wygodne fotele do posiedzenia i pojarania z czego tez kozystamy. Fantastyczne miejsce zeby wypoczac, bo zwiedzac nie ma co. Kiedys atrakcja byl przejazd do Kampotu na dachu pociagu, ale kolej zamknela linie jako nierentowna. I nie dziwie sie, bo pociag do stolicy jechal ponad 12 godzin i kosztowal dolara mniej niz autobus, ktory te trase pokonuje w 4.
I znowu plaza. Chcialem ruszac, ale Raf stwierdzil, ze chce obchodzic swoje urodziny na plazy to zostalismy.
Bardzo latwo kupic tu ziolo. Co najmniej kilka razy dziennie ktos proponowal towar. No i sporo leciwych panow z pieknymi kambodzankami. Seks turystyka kwitnie. Za pare lat pewnie tez tu wroce i znajde sobie jakas ladna pania do konwersacji;-)
Pokoje za to fatalne, szczury wieksze od kota i nie boja sie cholery, kiedy na nie krzycze. Zezarly mi zupke chinska, kiedy ja lezalem i nie moglem zasnac. Nie moglem tez zareagowac bo sie tych stworzen boje. Najadly sie i poszly...