Geoblog.pl    bicun    Podróże    Indochiny lądem    Zatoka Tonkijska i wyspa Cat Ba
Zwiń mapę
2007
14
gru

Zatoka Tonkijska i wyspa Cat Ba

 
Wietnam
Wietnam, Hải Phòng
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11741 km
 
Docieramy busem do przystani w Halong. Tu od razu pojawia sie przedstawiciel czegos tam i usiluje nam sprzedac bilet za 10$ w jedna strone na wyspe. Okazuje sie, ze duzego wyboru nie ma, bo za przewozenie turystow prywatna lodzia groza kary. No to korzystamy z jego oferty. Chcial nam jeszcze opylic nocleg rowniez po 10 bagsow od lba i powrot za dwa dni za te sama sume. Rezygnujemy. Bedziemy myslec pozniej.
Ladujemy sie na duza lodz. Pelno tu bialasow. Wszyscy ciagna na wyspe. Ale jest pieknie po drodze. Wysokie na kilkaset nawet metrow wapienne skaly wystrzeliwuja prosto z morza. Rosnie na nich jakas roslinnosc, ale nie sa zamieszkane. Nie na stale. Czasem widac kawalek piaszczystej plazy i jakis samotny domek, ale nie sadze, zeby tam ktos mieszkal przez okragly rok. Dalej zwiedzamy jaskinie w jednej ze skal. Mamy turystyke na calego. Jaskinia piekna, ale skomercjalizowana. Podobno jest tu mnostwo podwodnych jaskin. Czesc nawet czeka na odkrycie. Ale chyba nie przez nas.
Doplywamy do wyspy Cat Ba po okolo 4 godzinach rejsu. I tu niespodzianka: port do ktorego zawinelismy jest na polnocy wyspy a miasteczko o tej samej nazwie na poludniu. Trzeba kupic dodatkowy bilet. Male, sprytne wietnamce... Ale nie jest zle. Do miasteczka jest okolo 25km, wiec decyzja calej grupy ruszamy z buta, przewidujac nocleg gdzies po drodze. Decuzja okazuje sie sluszna. W pierwszej mijanej wiosce obskakuja nas dzieciaki. Robimy pare fotek. Troche mowia po angielsku, ale niewiele. Np. where come from you, albo what's your name. Ale satrcza, zeby sie zaprzyjaznic. Po jakims czasie ruszamy. Tatia z Jarkiem na przedzie a my z Rafem jak zawsze zabezpieczamy tyly. Kiedy prawie wychodzimy z wioski wola nas Jarek, ktory siedzi z Dziewczynka i tubylcami przy kolacji. Oczywiscie dolaczamy sie. No poczatek kilka toastow z wina ryzowego i juz jest bardziej rozmownie. Jeden z nich mowi dosc dobrze po angielsku. Kobiety donosza jedzenie. Ale nie za duzo. To co maja. To ubodzy ludzie, ale wino maja dobre. Kiedy sie sciemnia ruszamy dalej. Trzeba znalesc miejsce na rozbicie namiotow. Nie chcemy byc nachalni. Ale oni chca nam pomoc. Powiedzieli, ze podrzuca nas do miasta na skuterach. Mozna by, ale mamy juz w czubie. Oni tez, ale zapewniaja, ze to nic. Tu sie tak jezdzi. Wierze, ale nie ufam swoim zdolnosciom do utrzymania rownowagi na motorze po paru glebszych. Grupa podziela zdanie i odplywamy w mrok. Kawalek za wioska wchodzimy pomiedzy drzewa pomaranczowe i rozbijamy sie. Ale tubylcy nie daja za wygrana. Po chwili widzimy na drodze cztery pojazdy typu skuter. Szukaja nas. Nie pokazujemy sie. Kladziemy sie okolo 20.00. Za jakas godzine budzi nas dzwiek klaksonu i swiatlo motocykla na tropiku. Jarek wychodzi i mowi, ze jestesmy zneczeni i czesc juz spi. Skurczybyki znalazly nas. Na szczescie daja za wygrana. Idziemy spac.
Budzimy sie "naturelnie" po osmej rano. Kawa, zupka(jeszcze z zapasu chinskiego) i zwijamy biwak. Oczywiscie znalazly nas rowniez dzieciaki. Obserwuja i smieja sie. Ta ich radosc zycia nas rozwala. Inny swiat. Ruszamy na szlak. Przed nami jakies 18km do miasta. Idziemy wolno, ale nam sie przeciez nigdzie nie spieszy. Wielokrotnie mijaja nas "skuterzysci" proponujac podwiezienie. Ale po co? Okolica piekna, tylko znowu robia sie odciski na stopach. Im wieksza stopa, tym wiecej odciskow sie miesci. Niestety...
Okolo 5 po poludniu docieramy do Cat Ba. Juz na wejsciu mamy "konika", ktory proponuje hotel za 5$ dwojka. Mielismy sie rozbic na plazy, ale bierzemy. Trzeba sie wykapac. I cale szczescie, ze wzielismy bo na plazy nie bylo gdzie postawic namiotu. Zostajemy dwa dni i szukamy transportu na staly lad. Taniego. I znajdujemy. 150000D lodz do Halong i bus do Hanoi(50% taniej niz w ta strone). Po drodze przesiadamy sie na morzu, na inna lodz. Chodzi o podatki. Nikt nie chce placic a my przez to mamy taniej. Kupilismy tez tzw. open bus ticket z kilkoma przystankami na trasie Hanoi-Sajgon. Koszt 28$ i ze stolicy do Hue jedziemy tzw. sleeperem. Lozka waskie i krotkie, ale da sie wytrzymac.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
kasa
kasa - 2007-12-19 19:15
joo, a napisz moze jak pogoda? cieplo tam o tej porze roku? jakies zatoki? laguny? bezchmurne niebo? pozdro
 
kasa
kasa - 2007-12-21 20:59
fotki cool, robi wrazenie, pieknie tam, pachnie orientem, czekamy na wiecej...
 
ewing
ewing - 2007-12-22 07:31
zgadzam sie z przedmowca we wszystkim
 
 
bicun
Zbyszek Homa
zwiedził 4% świata (8 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 153 komentarze153 82 zdjęcia82 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.10.2007 - 26.04.2008