Nie wiem, czy wybralem wlasciwe miasto. Nie wyswietla mi sie mapa.
Dotarlismy po poludniu do Guilinu. Na dworcu znalazl nas jakis konik, ktory zaprowadzil nas do hotelu. Ponegocjowalismy i dostalismy dwa dwuosobowe pokoje z pelnym wypasem. Koles zaproponowal nam splyw. Trzeba bylo znowu negocjowac cene i stanelo no 200Y od osoby. Normalne ceny zaczynaja sie od 400. Nie wiem jak to zrobil, ale lodka byla duza, tylko my z worami, on i pani sternik. Po rzece plynelismy niecale dwie godziny. Ale za to jakie widoki! Okolica pagorkowata, wystajace z rzeki skaly na kilkaset metrow wzwyz nawet. Pieknie. Plynelismy sobie, podziwiali i palili wysuszone ziele z poprzedniego odcinka. Wrazenia nieziemskie. Potem wysiadka. Stan rzeki byl za niski i dalej dotarlismy do Yuang Shuo. Tu spedzilismy kilka dni na zwiedzaniu okolicy i wloczeniu sie pomiedzy gorkami. Niestety nie ja. Zlapalem jakies przeziebienie i zostalem na dwa dni w lozeczku, z ciepla herbatka i domowej roboty syropem z cebuli. Ale na trzeci dzien wypozyczylysmy sprzet do wspinaczki i na skalki. Nigdy nie wspinalem sie na skalach. Tylko na sciance. Jarek, stary wspinacz szedl pierwszy, zakladal "wedke", a my z Dziewczynka juz w pelni asekurowani na linie. Fajna zabawa dopoki nie spojrzy sie w dol. No i trzeba uwazac, zeby sie nie poobijac o wystajace skaly przy opuszczaniu. Niestety sil starczylo mi na trzy wejscia. Coz, starosc nie radosc. Wieczorkiem uczcilismy nasza ostatnia noc w Chinach i teraz boli mnie glowa.
O polnocy mamy autobus, ktory dowiezie nas do granicy z Wietnamem. Przejscie na piechote i lapiemy cos nad zatoke Tonkijska(chyba). Tam sa takie same skaly jak tu, tylko wystaja z morza. To trzeba zobaczyc.
Uwaga praktyczna. Pociag z Guilinu do Hanoi kosztuje ponad 400Y. Autobusem do granicy mozna dojechac za troche ponad 200 i z granicy za jakies 80Y. W koncu Wietnam jest tanszy