Geoblog.pl    bicun    Podróże    Indochiny lądem    Pekin
Zwiń mapę
2007
06
lis

Pekin

 
Chiny
Chiny, Beijing
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7899 km
 
Dotarlismy wieczorkiem pociagiem z Manzhouli przez Hearbin i nocnym oczekiwaniem na dworcu w tej ostatniej miejscowosci. Na dworcach w duzych miastach nstawionych na turystow zawsze mozna spotkac naganiaczy hotelowych. No i mysmy spotkali. Zabral nas do hotelu, pokazal pokoje i zadecydowalismy sie. Zaplacilismy znowu po 50julkow za dwa dwuosobowe. Nie jest zle, standart dobry tylko zimno jak w psiarni, szczegolnie rankiem. Bo niestety pokoje nie mialy ogrzewania. Tatiany i Jarka nie mial nawet okna, ale dzieki temu bylo cieplo. A zaraz pod nosem stala sobie mala, skromna, chinska knajpka z chinskiem jedzeniem i mala, biegajaca chinka. I nasz pierwszy raz z jezykiem chinskim. Powiedzielismy "hello", co wszedzie na swiecie znaczy to samo. I na nasze szczescie w menu byly zdjecia potraw, wiec moglismy zobaczyc to co chcemy zjesc. Zaszalal Jarek, jedyny nasz wegetarianin. To co zamowil bylo kociolkiem z miesem, i na dodatek chyba byly to uszy swinskie. Dla mnie moze byc. Jadlem juz to w Hiszpani. I nie dali widelcow... Tylko jakies patyki. Po dwa na glowe. Spoko, mieso i warzywa mozna wylapac. Gorzej z ryzem. Ale jest klejacy i mozna jesc trzymajac miske przy ustach.

Nastepnego dnia polecielismy na miasto, szukac ambasady Wietnamu. Trzeba nam bylo wyrobic wize. Znalezlismy. Zlozylismy wnioski, zaplacilismy i do odbioru za cztery dni robocze.(koszt, nie pamietam, ale jakies 350juanow; wiza turystyczna na miesiac). Wiec nowy rok spedzamy w Vietnam. Chcielismy jeszcze zalatwic Indie, ale lipa. Czekalismy w kolejce cztery godziny a potem nam powiedzieli, ze mamy przyjsc jutro, ale i tak nie ma gwarancji, ze dostaniemy sie do srodka. Zalatwimy to w Bangkoku.

Plac Tienanmen. Duuuzy plac w centrum Pekinu. A na nim mauzoleum Mao. Plac na okolo 40 hektarow a powstal wlasnie za czasow "panowania" Mao. Wyburzono mnostwo starych, zabytkowych domow i zabetonowano powierzchnie. Po dwoch stronach budynki rzadowe. Od poludnia brama Niebianskiego Spokoju(chyba) a na polnocy wejscie do Zakazanego Miasta. Dziwnie mozna sie poczuc, kiedy czlowiek probuje sobie wyobrazic co tu sie dzialo podczas masakry w 1989 roku. Widzialem zdjecia wtedy w dzienniku tv, ale byla to taka abstrakcja dla dzieciaka, ze nawet sie nad tym nie zastanawialem. I teraz, po 18 latach chodze po ziemi, ktora splynela krwia studentow...

Swiatynia Nieba. Niedaleko od nas. Duzy park, z mnostwem alejek mniejszych i wiekszych. Jakis palac, gdzie cesarz medytowal i zachowywal wstrzemiezliwosc od napojow wyskokowych, miesa i seksu przez trzy dni w roku. Cwaniak. Trzy dni. Zaden wyczyn. W tej swiatyni modlono sie o pomyslne zbiory. Jest to ciekawe miejsce, a mianowicie trzy okregi zbudowane jeden na drugim, kazdy nastepny mniejszy. A na samym szczycie jest punkt wyznaczajacy srodek Pekinu i srodek Chin. Nie jest tak w rzeczywistosci, ale kiedys wierzono, ze tak jest.

Zakazane Miasto. Odgrodzony teren z fosa, gdzie mieszkal cesarz i nikt ze zwyklych smiertelnikow nie mial tam prawa wstepu. Przez 400 lat az do roku 1911 cesarz nie ruszal sie stamtad. Zreszta po co. Wszystko bylo na miejscu a jak nie to mu zalatwiano. Nie bylo kablowki... Szczerze mowiac, kiedy jest sie w srodku, szalu nie robi. Jesli ktos lubi ogladac jakies ubranka, zbiory misek z porcelany i miedzi to spoko. Ja nie. Ale teren olbrzymi. Czesc budynkow w remoncie, ale nie sadze, ze wiele starcilismy. Po prostu mniej lazenia.

Mur Chinski. Pojechalismy na organizowana przez kogos tam wycieczke. Kontakt zalatwil nam chinczyk, ktory przywiozl nas do hotelu. Dobrze mowil po angielsku. Nie chcielismy jechac na ten najbardziej komercyjny odcinek, wiec wybralismy opcje druga, do Simatai. Z mozliwoscia trekingu. No i pojechali my. Tylko pogoda sie spieprzyla. Bylo mglisto, popadywal deszcz a potem nawet snieg. Rozjasnilo sie pod koniec, ale i tak nie bylo za wiele widac. Ale wycieczka fajna. Jakies 10 km iscia po murze. Czasem obok, czesem trzeba cos przeskoczyc, czy wspiac sie. Ale dawal rade. Tylko bardzo szkoda z ta pogoda. Chcielismy zobaczyc wijacy sie po gorach mur. I nie udalo sie. Nie do konca. Cos tam bylo widac. Ale niewiele. I na koniec zjazd w uprzezy nad taka mala, fajna rzeczka. Kutwa, troche strach, ale i frajda, kiedy juz jedziesz i nie mozliwosci powrotu, wiatr w reszcie wlosow i deszcz prosto w pysk... Super.

Jest taka fajna dzielnica w tym miescie. Stara. Pelno tu waskich, troche poplatanych uliczek. I uliczni sprzedawcy wszystkiego. I sklepy ze wszystkim. A przede wszystkim pelno chinskiego gowna. I to nie z importu. Przeciez to ojczyzna podrobek wszelakiego rodzaju. Sprzedajacy zaczepiaja na ulicy i wciskaja roznosci za astronomiczne sumy. Najlepiej przejsc sie rano i potem wieczorem, i posluchac jak ceny maleja wlasnie pod wieczor. Mozna sie wtady ostro potargowac. Generalnie zaczyna sie od 10% wartosci i jak sie ma szczescie to konczy na 30%. Czyli do przyjecia. Nam, facetom sie to udawalo. Szczegolnie Rafal poczol zylke handlowca i walczyl do upadlego, tzn. jak juz nie mial karty przetargowej, to po prostu odchodzil. I zostawal doganiany przez chinczyka i dobijali targu. Co innego nasza Dziewczynka. Serce jej mieklo, kiedy musiala sie licytowac. Ale kupila sobie kolczyki z pomoca Rafala i Jarka. Musi jeszcze nauczyc sie nie wzruszac przy licytacji. Twardym trzeba byc. Nie mietkim...

Zaczepiali nas rowniez studenci. Glownie po to, zeby moc pocwiczyc swoj angielski. Nie ze mna, co prawda, ale Tatiana i Jarek sobie mogli pogadac. Dwie takie chineczki zaprosily nas na wieczor do baru, na piwko. No i poszlismy, tylko sie gdzies zgubilismy i nie dotarlismy na miejsce spotkania. Ale nic to. Znalezlismy dwie inne. Poszlismy z nimi do pubu. Nie bylo tak zle. Rozmowa sie rozwijala, jak tez juz coraz lepiej rozumialem po angielsku, nawet po chinsku... Tylko rachunek byl strasznie wysoki. Nie powiem jak wysoki, ale moge zdradzic, ze jedno piwo kosztowalo 45juanow(w sklepie 3).
Za to pozniej z Rafem znalezlismy alkohol w zielonej butelce, pojemnosc 0.6litra, moc 58% za cene 6 juanow. Kupilismy. Kutwa, jaki ohydny, ale jak juz zaplacilismy to trzeba bylo wypic. No i poszlo. Nastepnego dnia znowu polecialem po butelke, ale juz nikt nie chcial tego za mna pic. "Kobiety" pily piwo a ja paliwo lotnicze, jak to pozniej nazwalismy. Wieczor byl piekny, kolorowy i krotki... Za to nastepnego dnia myslalem, ze umre. Wiecej nie pije. Ale w ramach ciekawostki, znalezlismy 40-to procentowy alkohol w woreczku foliowym. Jak u nas kiedys oranzada. Bierzesz slomke i jazda...

Sensacji zoladkowych jakichs wielkich nie bylo. Tylko pierwsze kilka dni. I po niektorych przyprawach. Jest taka pikantna jak cholera czerwona papryczka. I ona troszke mi szkodzi. Acha, i jak juz sie idzie do knajpy to trzeba uwarzac, bo te pieprzone kitajce naciagaja europejczykow jak tylko moga. Dla bialych jest nawet oddzielne menu po angielsku. Niestety, ceny tez sa angielskie.

Warto poszwedac sie po miescie. Duze jak cholerka, ale samo centrum tez daje rade. Mozna sie nachodzic. Pozagladac w miejsca, gdzie normalny, zachodni turysta nie zaglada. Gdzie ludzie na ulicy przyzadzaja posilki, gdzie jedza i bawia sie dzieci. Dzieci wlasnie nosza tu ciekawe ubranka. Male dzieci nie maja zszytych spodni w kroku. Pewnie im troche zimno, ale rodzicom zaoszczedza to czasu na sciaganie spodni podczas zalatwiania potrzeby fizjologicznej. I jeszcze harchanie(nie mylic z Horochem). Ohyda. Ludzie na ulicy pluja, wszedzie na ziemi mozna natknac sie na obrzydliwe"cos", co tam dostalo sie z gardla i sobie wysycha. I slychac odglos "odharchiwania". Wogole sie nie szczypia z tym. Coz, co kraj to obyczaj...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (12)
DODAJ KOMENTARZ
Agnieszka
Agnieszka - 2007-11-20 16:02
Trzeba było se w domku poćwiczyć jedzenie patykami :-)

Sylwester w Wietnamie...mhhmhhmhh

No normalnie światowy człek z Ciebie.

Świetnie wychodzą ci te opisy. Powinienes pisywać reportaże do gazety jakiejś.
Pozdrówki i trzymajcie sie cieplutko-szczególnie nocami.
 
Monia z Kłodzka
Monia z Kłodzka - 2007-11-20 18:01
fajnie, ze juz chinskie klimaty... :-) a na ten alkohol to lepiej uwazac! z nieznanego zrodla moze zabic!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
 
Arek P. Rywałd
Arek P. Rywałd - 2007-11-21 17:38
siema Brachu
już pisałem byś nie pijał tych wynalasków bo przywleczesz jakieś cholerstwo do kraju ojczystego a w tedy to napewno Cie deportuje z powrotem
co do mnie jestem z Tobą nabierząco i prubuje sobie co nieco wyobrazić ale to napewno to samo co w rzeczywistości
i życze samych ciepludkich nocy i łuzeczka nie koniecznie w samotności!!!
pozdrawiam
chudy
 
kasa
kasa - 2007-11-21 18:12
joo. chiny cool. nie moge sie doczekac odcinka o klasztorze shao lin, mam nadzieje ze, takowy bedzie. o tym jak pokarzesz tym wszystkim mnichom troche street fighting rodem z kraju nad wisla. potem oni beda pod wrazeniem i przyjma Cie na nauki, a Ty okazesz sie wybrancem, opanujesz kung-fu w dwa tygodnie i wyzwolisz chiny ludowe spod rzadow komunistycznej partii chin (golymi rekami). okrzykna Cie bohaterem i Twoja facjata bedzie drukowana na nominale 1000 yuan. sam zamieszkasz w zakazanym miescie i nie bedzie ono juz takie smutne... wiem, wiem Stary troche mnie ponioslo, a moze juz to gdzies widzialem? tak czy inaczej, niech moc bedzie z Toba... pozdro man
 
Marcin Lodndon
Marcin Lodndon - 2007-11-21 22:18
No w koncu stary tylko pamietaj gdzie masz wrocic :P wodka juz czeka ...
jestem z toba czytam wszystko :-] pozdro !
 
Agnieszka
Agnieszka - 2007-11-22 11:20
Skoro Kasa wyraził życzenie o shao lin to ja poproszę o to byście zachaczyli o "fabrykę" pereł :-) A i jeszcze Terakotowa Armia... Ciekawa jestem czy naprawdę wszyscy wojownicy są różni.
Pozdrowionka dla was oraz dla Ani i Kasy.
 
Ewing
Ewing - 2007-11-22 17:37
A ja bym chcial zebys zamiescil zdjecie jak pijesz miod w Pekinie bo nie wierze Ci ze dotrwal do celu
 
Mlody
Mlody - 2007-11-23 23:14
co musi zrobic w życiu mężczyzna?
- zasadzic drzewo, spłodzic dziecko i zbudowac dom
co musi zrobic w życiu chińczyk?
- peceta, adidasy i bluzę
 
Mlody
Mlody - 2007-11-23 23:16
o sssooo chodzi z tym wpisz numerek z obazka?
 
Szczepan
Szczepan - 2007-11-24 22:01
Zbigniew, cały czas śledzę twoją podróż. Pozdrawiam Cię i czekam na nowe listy.
 
msii
msii - 2007-11-28 22:40
I slowo stallo sie cialem . Powodzonka brachuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!
 
Remigiusz wiesz ktory
Remigiusz wiesz ktory - 2007-11-30 10:29
Cześć. Przepraszam ze nie pisalem ale przeprowadzilem sie do Plocka. Straszne zamieszanie i zgubilem kontakt, ale szczepan mi dal. Czytam te Twoje przygody i normalnie bierze mnie aby na takie cos jechac. Sa bardzo ciekawe i wciagajace. Zycze Ci powodzenia i wielu dalszych ciekawych przygod. Wietnam fajna sprawa. Dzungla. I dzikie zwierzeta. Powodzenia. Do zobaczenia po powrocie. Zapowiadam Absynt to bylo fajne.
 
 
bicun
Zbyszek Homa
zwiedził 4% świata (8 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 153 komentarze153 82 zdjęcia82 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.10.2007 - 26.04.2008