Geoblog.pl    bicun    Podróże    Indochiny lądem    Granica z Chinami
Zwiń mapę
2007
01
lis

Granica z Chinami

 
Chiny
Chiny, Manzhouli
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6820 km
 
Cala noc w pociagu z Czity do Zabajkalska i oto juz docieramy do granicy rosyjsko-chinskiej. Wiemy, ze nie da sie przejsc granicy pieszo. Wiemy, ze to kosztuje i trzeba zalapac sie do jakiegos autobusu. Nie wiemy tylko jak. Ale okazalo sie, ze sami chinczycy zwerbowali nas do jakiegos busa. Koszt 300 rubli. Do przyjecia. Potem kolejka do przejscia. Ale wprawa jest. Nie raz sie wystalem na granicach. Potem rosyjska kontrola wyjazdowa i pierwszy problem. Nie wszyscy mieli wypelnione deklaracje celne, ktore dostalismy przy wjezdzie na teren Federacji Rosyjskiej. Tak to sie nazywa, bo nie bylo granicy kolejowej pomiedzy Bialorusia a Rosja. Potem kierownik pogranicznikow czepial sie roznych terminow wiz(Rafal mial turystyczna na 20 dni), pytal dlaczego jedziemy pociagiem a nie samolotem no i w koncu powiedzial, ze zamknie nam wize i nie bedziemy mogli na niej wrocic. Ale to mysmy juz wiedzieli bo przeciez wizy byly tranzytowe. Troche to trwalo, ale w granicach przyzwoitosci. Okolo 1.5 godziny. Potem znowu kolejka w busie do nastepnej bramy i wjazd na chinski terminal. Inny swiat. Porzadek, czysto, schludnie i pierwsi chinole w mundurach. Tu poszlo juz szybciej i milej. Bez przepychanek.
W busie poznalismy pewnego rosjanina, ktory zalatwil nam nocleg w hotelu po przystepnej cenie 50 juanow za noc(1$=7.4juanow). Pokoje dwuosobowe, czyste i ogrzewane, co bylo dosc wazne z uwagi na nocne przymrozki. I dziennne tez. I tu mielismy okazje sprawdzic, czy to prawda, ze chinskie kible sie zapychaja od papieru toaletowego. No i sie zapychaja. Pierwsza sprawdzila Tatiana a potem Rafal. Tylko mial mniej szczescia i udalo sie odepchac dopiero na drugi dzien. Kiedy wszystko namieklo.
A miasteczko nazywa sie Manzhouli i nie jest przygraniczna osada a wielkim miastem handlowym. Przyjezdzaja tu ruscy z polnocy i chinczycy z poludnia i kupuja, i sprzedaja co tylko sie da. Zrobilismy sobie wycieczke nad jezioro Dalai Hu. Wielkie rozlewisko, gdzie latem mozna spotkac az 9 odmian zurawia. Takiego ptaka. Ale byla zima i nie bylo ptactwa zadnego. Tylko po horyzont zamarznieta woda. Latem moglo by byc fajnie. Ale zima bylo tylko dobrze.
No i przykra sprawa, bo dalismy sie naciagnac taksiarzowi. Umawialismy sie na poczatku po rosyjsku, ze za kurs w dwie strony wezmie 150juanow a on po powrocie zazadal 300 i juz przestal rozumiec po rusku. Nie chcielismy mu dac i lazl za nami az do hotelu. A tam byli jego koledzy z jakiegos podworka i juz chcieli 500. Troche sie scykalismy i w koncu zaplacilismy. Nie chcielismy problemow. Nie bylismy pewni do czego moga byc zdolni. No, ale gapowe sie placi. W koncu to graniczne miasto i pelno tam cwaniakow. Smutne, ale prawdziwe...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
kasa
kasa - 2007-11-21 17:15
pierwszy :) hehe:)
 
ewing
ewing - 2007-11-25 00:25
drugi, i tak kur*a do zajeba**a, hehe
 
 
bicun
Zbyszek Homa
zwiedził 4% świata (8 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 153 komentarze153 82 zdjęcia82 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
23.10.2007 - 26.04.2008