Swiete miasto

Indie, Varanassi

Przejechano 17790 km

Moze i swiete, ale nie dla mnie. Syf w dalszym ciagu, pelno ludzi, turystow i pielgrzymow. Ale za to mamy piekny widok z dachu hostelu. Na Ganges i miasto. Az sie nie chce schodzic na ulice. Pelno wszedzie swietych krow. Laza sobie po ulicach, wchodza do sklepow i nikt ich nie przegania. No i sraja na ulicach i uliczkach. Obrzydlistwo. Trzeba uwazac, zeby nie wdepnac.
Raz, noca poszlismy z Rafem na Ghaty(schody) w to miejsce gdzie pala ciala zmarlych. Podobno marzeniem kazdego hindusa jest umrzec w Varanasi. Kazdy moze marzyc. Stosy byly duze i troche ich tam bylo. Podobno plona 24 godziny na dobe. I caly czas kogos pala. Potem do Rafala doczepil sie jakis "opowiadacz" i wylozym mu historie tego miejsca. Stalem z boku. Potem zaprowadzil nas w jakas ciemnie do jakiejs kobiety, ktora podobno zbierala pieniadze na drewno do stosow. Poglaskala nas po glowach i chciala jakas kase. Raf dal jej cos tam, ale ja nie. Nie dawalem zebrakom wiec nie ma powodu zeby jakiejs babie bawac. Nie wiem co za nami krzyczala, ale mam nadzieje, ze to nie klatwa. I jeszcze ten "opowiadacz" pierd...lil o dobrej i zlej karmie. Jesli cos dam to bede mial mnostwo dobrej karmy. Zapytalem co go obchodzi moja karma. Zrobil sie agresywny. Ale bylo tam wiecej ludzi. Ktos tam jeszcze tlumaczyl o tej karmie i, ze mam dac na drzewo. Powiedzieli, ze to dobrowolny datek. Dobrowolny, kurwa przez pol godziny nie moglismy sie pozbyc szmaciarzy. Dobrze, ze do hostelu bylo blisko. Palanty, moja karma ma sie dobrze i nikt nie bedzie mi pierdolil co mam robic...