Dotarlismy lotem z Bangkoku z braku mozliwosci przejazdu przez Birme. Goraco strasznie, pelno brudasow, syf na ulicach, smierdzi moczem (bo skur....syny szczaja gdzie popadnie) i pelno zebrakow. I co ciekawe podnosza blagalnie rece tylko na widok bialej geby. Rzygam tym krajem i sram na niego. Doslownie. Dostalem rozwolnienia i przez pare dni nie wychodzilem z pokoju. A to po ichnim jedzeniu. Bardzo dobre, nie ukrywam, ale z higiena to ma niewiele wspolnego. Wiekszosc potraw jest smazona na oleju czy czyms co kiedys moze bylo olejem a teraz jest czarna, tlusta ciecza. Jedzenie podaja rekoma, na widok ktorych juz chce mni sie wymiotowac. Brudne, strasznie brudne. Poza tym zaczepiaja nas na ulicy ludzie i zapraszaja do swoich sklepow z roznym gownem. Bylem zobaczyc, ale ceny maja amerykanskie. Zreszta mam dosc wlasnego shitu w plecaku. Za to palenia w brod. I w miare tanio. Trzeba jakos ten nieprzyjazny czas spedzic. Juz powoli kurs na dom...